czwartek, 26 września 2013

Cudowne uczucie dać się całować w szyję i słyszeć "kocham cię" - tworzyć miłość na papierze to najcudowniejsze uczucie. Cudowne. Cudowne. Cudowne ...

Romantyczność.
Nieszczęśliwa miłość. A może...szczęśliwa?

Spotkali się w restauracji. I nie zakochali od pierwszego wejrzenia, o nie. On ją fascynował, wydawał się być cudownym facetem.
Znakomity, pociągający i seksowny - nie tylko ciało ją pociągało, ale również brytyjski akcent.
Agent ? Snajper? Wolne żarty.
Prawda.
Kłamstwo.
Nieufność.
Zazdrość.
MIŁOŚĆ.

Zakochali się. I cóż to była za miłość... nieskończona, zapierająca dech w piersiach. Ale uwaga, tylko na papierze. Nie realna. Nie rzeczywista. Nie prawdziwa. Fantazyjna. Z wytworu wyobraźni. Ale jednak miłość.

Kiedy tylko go zobaczyłam całego i zdrowego, odetchnęłam z ulgą. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek ucieszę się, że go zobaczę. Bez chwili zastanowienia rzuciłam mu się w ramiona i zatopiłam twarz w jego szyi. Przytulił mnie mocno, a mi z oczu poleciały łzy. Czułam się tak, jakbym na powrót odzyskała część siebie. Część tego, co zostało mi zabrane siłą.
Ale wtedy coś sobie uzmysłowiłam.
Ten cholernie seksowny i arogancki dupek nie zadzwonił do mnie! Nie powiedział, że wszystko gra choć wiedział, że się martwię. Nie zrobił nic, kompletnie.
Oderwałam się od niego. Patrzył na mnie z uśmiechem ulgi na twarzy. Ten uśmiech zszedł mu z twarzy, kiedy go uderzyłam. Mocno. Z całej siły.
  • Ała, co robisz? To Boli.
Mike i reszta chłopaków zaśmiała się, obserwując całą tą scenę. Dopiero teraz ich wszystkich zauważyłam.
  • I powinno! - uderzyłam go raz jeszcze – Dlaczego nie zadzwoniłeś? Ja się o ciebie martwiłam, ty dupku! - kolejne uderzenie. Cofnął się, zasłaniając się rękami.
Z tyłu usłyszałam chóralne „uuu”. Zmroziłam ich wszystkich wzrokiem; zamknęli się.
  • Suzanne, uspokój się.
  • Jakie uspokój? - tym razem walnęłam go w tył głowy; skrzywił się – Do reszty cię pogięło? Nie dawałeś żadnego znaku życia przez dwa dni. Myślałam, że nie żyjesz!
  • Serio? No daj spokój, przecież nic mi nie jest – ten durny uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
Kolejne uderzenie, tym razem w bok. Uśmiech zniknął. I dobrze.
  • Jesteś dupkiem! - ostatni raz go walnęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Nie dane mi było jednak dojść do miejsca, które sobie obrałam. Silne, długie ramiona zatrzymały mnie, oplatając w talii. David przyłożył twarz do mojego policzka, całując mnie tam. Zamknęłam oczy.
  • Przepraszam. Nie chciałem, abyś się martwiła.
  • Ale robiłam to. Zawsze to robię, kiedy idziesz do pracy.
  • Suzanne...
  • Poczekaj. Zanim po raz kolejny powiesz mi, że wiesz co robisz i nic ci się nie stanie uzmysłów sobie, że nigdy nie jesteś tego pewny. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś cię skrzywdzi, a ja...ja bym tego nie zniosła. Naprawdę.
  • Wiem i przepraszam – pocałował mnie w szyję – Dziękuje.
  • Za co?
  • Za to, że tu jesteś, choć nie musiałaś.
  • Chyba nie sądziłeś, że bym cię zostawiła, co?
Odwróciłam się do niego twarzą. Miał zacięty wyraz twarzy. Cholera. Myślał tak.
  • Kocham cię i nigdy nie zrobiłabym czegoś, co mogłoby cię zranić. Zawsze będę przy tobie.
Zatopił twarz w moich włosach.
  • Jesteś niesamowita.
  • Wiem – wyszczerzyłam się, wyswobadzając się z jego uścisku – Wracaj do chłopaków. Zadzwoń, kiedy się czegoś dowiesz, okej?
  • Pójdę z tobą. Tylko wezmę...
  • Nie – przerwałam mu – Oni potrzebują cię bardziej. Zadzwoń tylko od czasu do czasu, okej?
Skinął głową, a potem mnie pocałował. Mocno. Zachłannie. Jak nigdy dotąd.
  • Zadzwonię.
Puściłam go i odwróciłam się, wychodząc ze szpitala. 

 Cudowne uczucie być w czyiś ramionach, być całowanym, kochanym, tulonym kiedy wydaje nam się, że tego nie chcemy.
Cudowne uczucie wiedzieć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie nam "kocham cię" w zamian oczekując tylko tych samych dwóch, krótkich słów.
Cudowne uczucie móc tworzyć miłość, która w realnym świecie nigdy nie przetrwa próby czasu. Bo prawdziwa miłość nie istnieje, a tylko wyobrażenie o niej.

niedziela, 22 września 2013

Wojna to nie czas, aby pokazać swoje bohaterstwo, ale czas, by udowodnić jakie mamy serce dla innych ludzi. To czas na zmiany w naszym życiu. Najwyraźniej poprzednie było złe.

Oboje oparliśmy się plecami o pień szerokości nas dziesięciu. Z uśmiechem na twarzy
obserwowaliśmy bezchmurne niebo, które rozciągało się nad naszymi głowami. Kiedy lekko
zmrużyłem oczy zauważyłem, że po niebieskiej powierzchni przelatują dwa czarno-białe ptaki.
  • Spójrz – wskazałem na nie palcem. Stella podążyła wzrokiem za moim gestem – Bociany.
  • Nie wiedziałam, że żyją na naszym terenie
  • Bo nie żyją – oznajmiłem – Przelatują tędy do ciepłych krajów.
  • Ale my teraz mamy lato – spojrzała na mnie
  • Może jest im za zimno? - zażartowałem.
    Uśmiechała się do mnie tak, jak lubiłem najbardziej.
  • Kochał ją król, kochał ją paź, kochali ją we dwoje. I ona też kochała ich, Kochali się we troje – zacytowałem, śmiejąc się.
Stella spojrzała na mnie z ogromny zwątpieniem. Pewnie zastanawiała się, czy dobrze się czuje.
  • Czy nie uważasz, że to trochę niestosowne?
  • Dlaczego?
  • Powiedz to sobie jeszcze raz i sam zrozumiesz.
  • Wiem, że gdy człowiek to słyszy, na myśl przychodzi mu zupełnie coś innego, niż powinno – uśmiechałem się do niej
  • Pamiętam jak zacytowałeś ten wierszyk przed całą klasą. I pamiętam też, co sobie pomyślała nauczycielka.
  • To było bardzo fajne doświadczenie – zażartowałem – Za kare musiałem mówić to na głos sto razy – zaśmiałem się, a wraz ze mną Stella. Oparła swoją głowę o moją, wzdychając.
  • Czasami tęsknię za tamtymi latami. Były o wiele prostsze.
  • Może właśnie dlatego one już nie wrócą? Może były zbyt proste?
  • Nie rozumiem – spojrzała na mnie
  • Wszystko było takie niewinne, dziecinnie proste. Może, aby utrudnić nam życie, Bóg zesłał na nas wojnę? Może chciał, abyśmy nauczyli się sztuki przetrwania?
  • Głupoty gadasz. Boga nie ma. Nikt niczego nie zesłał. To ludzie są wszystkiemu winni, nikt więcej.
  • Przestałaś wierzyć dopiero sześć lat temu. Wcześniej miałaś do tego inne podejście.
  • Bo nie wiedziałam jak okrutne może być życie. I ty też nie. Nikt z nas tego nie wiedział.
Przytuliłem ją mocno do siebie. Może miała rację? Być może moje wyobrażenie o naszym dobru jest mylne?
  • Teraz cały świat patrzy na nas i śmieje się nam prosto w twarz, że poddaliśmy się bez walki. Że oddaliśmy w ich ręce nasze życie.
  • Nie możesz ich za wszystko winić. Pamiętaj, że oni też mieli rodziny.
  • Wymordowali mi pół mojej – powiedziała przez łzy – a kolejne pół chcieli. Nie uwierzę w to, że im przebaczyłeś. Nie po tym wszystkim, co zrobili.
  • Nie wybaczyłem, ale myślę racjonalnie. Nad sobą mieli kogoś, kto decydował o ich życiu. Musieli wykonywać rozkazy. Sama doskonale wiesz, że pod taką presją człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Doświadczyłaś tego.
  • Nie musisz mi o tym przypominać – oderwała się gwałtownie ode mnie. Gdyby mogła, w tej właśnie chwili by krzyczała – Tamten okres już do końca życia pozostanie mi w pamięci, tak samo obrazy tych wszystkich ludzi. Nie musisz mi mówić, jakim jestem potworem, że się tego dopuściłam.
  • Nie mogłaś nic zrobić.
  • Mogłam odmówić, mogłam ich nie zabijać
  • Sama byś zginęła, do cholery – wstałem i chwyciłem jej twarz w swoje dłonie. Policzki miała mokre od łez – Doskonale wiesz, że ludzie wybaczyli ci to wszystko. Wiedzą, że robiłaś to, aby się ratować. A ci ludzie i tak by zginęli i zdajesz sobie z tego sprawę.
  • Do dzisiaj mam przed oczami twarze kobiet, mężczyzn i dzieci. Do dzisiejszego dnia czuję w dłoni kształt strzykawki. Jednej i tej samej, z której zabijałam ludzi.
  • Miałaś wtedy osiemnaście lat, Stella. Bałaś się, jak większość dziewczyn w twoim wieku.
  • Mówili mi, że będę odpowiednią partią dla jednego z SS-manów. Dotykali i całowali wbrew mojej woli. Zabierali do pomieszczeń i wielokrotnie gwałcili. A kiedy próbowałam krzyczeć, bili mnie z całych sił.

[…]

  • Wiesz, że trzykrotnie zostałam matką? - znów odezwała się przez łzy
  • Słucham? - teraz byłem w totalnym szoku. Stella matką? W tak młodym wieku?
  • Widziałam je tylko przez parę minut, kiedy lekarz trzymał je w swoich ramionach – oparła się o korę drzewa i wpatrywała się w pustą przestrzeń – za pierwszym razem byłam bardzo przerażona. Miałam osiemnaście lat, bałam się wychowywać takie maleństwo. Ale potem, kiedy zobaczyłam twarzyczkę dziewczynki, ogarnęło mnie szczęście. Mimo iż była córką jednego ze zbrodniarzy. W tamtej chwili pragnęłam tego dziecka bardziej jak powietrza. „Jesteś śliczna” powiedziałam do niej. Nie miałam jej jednak na rękach. Lekarze nie zdążyli nawet owinąć dziewczynki w koc, kiedy do sali weszło dwóch żołnierzy. „Dajcie ją” rozkazali. Lekarz bojąc się o swoje życie, oddał im dziewczynkę. Strasznie płakała. Nie mogłam tego nieść. Po chwili wyszli i wszystko ucichło. Wiedziałam, że moje dziecko idzie na stracenie. Nikomu w obozie nie przydałoby się takie bezużyteczne maleństwo.
  • Rok później znów zaszłam w ciąże. Tym razem od samego początku wiedziałam, jaki tego będzie koniec. Dziewięć miesięcy później urodziłam bliźniaki. Byli to chłopcy, śliczni zresztą. Tym razem nie cieszyłam się z faktu, że zostałam matką. Nie chciałam patrzeć na nich dłużej, niż byłoby to konieczne. I tym razem zostali mi odebrani. Nie krzyczałam, ani nie płakałam. Pogodziłam się z tym losem. Później, całkowicie przez przypadek dowiedziałam się, że moje dzieci oddano do adopcji niemieckiej rodzinie. Wszyscy trzej wychowywali się razem. Cieszyłam się, że nie zostali rozdzieleni. Bolało mnie jednak to, że będą uznawać się za kogoś, kim nie są. Będą mówić „mamo” do obcej sobie kobiety.
Słuchałem jej w całkowitym odrętwieniu. Nie takiej historii z jej życia się spodziewałem.
  • Po jakimś czasie, przyszła do mnie. Była młoda i bardzo ładna. Stwarzała wrażenie bardzo porządnej, pochodziła z wysoko postawionej rodziny. Zapewniała mnie, że wychowa moje dzieci na dobrych ludzi. Zaskoczyło mnie to, że nie nazwała ich „swoimi”. W końcu teraz to ona była dla nich matką. „Kiedyś powiem im, że Stella Fitzpatric była matką swoich dzieci” powiedziała. W oczach natychmiast stanęły mi łzy. Już więcej jej nie widziałam.
Dziewczyna spojrzała na mnie. Otarłem jej łzy z policzka wierzchem swojej dłoni.
  • Chciałabyś ich kiedyś odzyskać? - spytałem – Całą trójkę?
  • Nie – odpowiedziała po chwili zastanowienia – Nie chcę zniszczyć ich świata. Tam mają wszystko to, czego ja nie byłabym w stanie im ofiarować.
  • Dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej?
  • Wstydziłam się. W tamtym czasie gardziłam sobą, że okazuję taką słabość. Bałam się, że rodzina uzna mnie za tchórza.
  • Przecież wiesz, że tak by się nie stało.
  • Wiem, ale w tedy nie myślałam racjonalnie.
Znów ją przytuliłem. Wtuliła się we mnie, oplatając mnie swoimi ramionami. Stella była silna, wiedziałem to. Po takim doświadczeniu życiowym poradzi sobie ze wszystkim. Podziwiałem ją za wytrwałość i dalszą chęć do życia. Ja na jej miejscu dawno bym się poddał.
W ciszy spoglądaliśmy w niebo. Spędziliśmy ze sobą cały dzień, dowiedziałem się najmroczniejszych sekretów z życia dziewczyny i jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to niesamowita dziewczyna.
Niebo przesłoniły ciemne chmury, które zapowiadały wieczór. Kiedy zerwaliśmy się na równe nogi, po płaczu ani smutnej atmosfery nie było śladu. Stella uśmiechała się, a obok niej biegała Betty, która niedawno się obudziła.
  • Choć, musisz mi w czymś pomóc – powiedziała do mnie.*

    * Tekst jest mojego autorstwa i pochodzi z napisanego przeze mnie opowiadania "Wojna uczuć". Zastrzegam sobie wszelkie prawo do tego tekstu.